TEKSTY PIOSENEK

„Aj-waj! czyli piosenki z cynamonem”

Przysłuchujcie się starym przedmiotom

Przysłuchujcie się starym przedmiotom,
Bo jak pewien chasyd powiedział:
Stare rzeczy gadają ze sobą,
Stare rzeczy lubią pośpiewać.

Przysłuchujcie się starym przedmiotom,
Pochylajcie nad nimi się częściej;
Może kiedyś pod zimną powłoką
Wyczujecie tętniące tam serce.

Przysłuchujcie się starym przedmiotom,
Bo jak pewien chasyd powiedział:
Stare rzeczy gadają ze sobą,
Stare rzeczy lubią pośpiewać.

Uklęknijcie przy siwym zegarze,
Co latami godziny wybijał;
On z minionych opowie coś zdarzeń,
On niejedną opowie wam miłość.

Innym razem zajrzyjcie do lustra,
Które dawno zaczęło już szarzeć;
Jeśli tylko nie zwiedzie was pustka,
To gdzieś z głębi wyłonią się twarze.

Przysłuchujcie się starym przedmiotom,
Pochylajcie nad nimi się częściej;
Może kiedyś pod zimną powłoką
Wyczujecie tętniące tam serce.

Na dnie kufra rzucony tkwi lichtarz;
On płomienia od wieków nie widział,
Ale w środku mu płonie modlitwa,
Co mówili w szabas ją Żydzi.

Przysłuchujcie się starym przedmiotom,
Bo jak pewien chasyd powiedział:
Stare rzeczy gadają ze sobą,
Stare rzeczy lubią pośpiewać.

Przysłuchujcie się starym przedmiotom,
Bo jak pewien chasyd powiedział:
Stare rzeczy gadają ze sobą,
Stare rzeczy lubią pośpiewać.

Przysłuchujcie się starym przedmiotom,
Pochylajcie nad nimi się częściej;
Może kiedyś pod zimną powłoką
Wyczujecie tętniące tam serce.

Targować Żyd idzie

I
Posłała mnie żona na targ sprzedać kozę;
Idziemy więc z kozą  złączeni powrozem.
Idziemy więc z kozą – sześć nóg nam pomaga,
Przyniosę mej żonie pieniążki na szabas.
Targować Żyd idzie i chce tak niewiele:
Daj zrobić mi, Boże, niegłupi interes.
Targować Żyd idzie… lecz nagle przy drodze
Pojawia się karczma… Jest karczma, to wchodzę.

Ref.
A w karczmie:
Daj, daj, daj, daj, daj, daj,
Daj, daj, daj, daj, daj, daj,
Daj, daj, daj, daj, daj, daj…
Ach, jakże to „daj, daj” potrafi być miłe!!!…
Calutką ja kozę – oj, daj, daj – przepiłem.

II
Przepiło się kozę, pieniądze szlag trafił;
Wyłoi mnie żona, a łoić potrafi!
Cóż robić? Co robić? – Podpowiedz mi, Panie!
Zegarek?… Zegarek z łańcuszkiem! – W sam raz do sprzedania.
Targować Żyd idzie z łańcuszkiem zegarek;
Niegłupio go sprzedam, już ja się postaram.
Targować Żyd idzie… lecz nagle przy drodze
Znów karczma wyrasta… Wyrosła, więc wchodzę.

Ref.
A w karczmie:
Daj, daj, daj, daj, daj, daj,
Daj, daj, daj, daj, daj, daj,
Daj, daj, daj, daj, daj, daj…
Ach, jakże to „daj, daj” potrafi być miłe!!!…
Zegarek z łańcuszkiem – oj, daj, daj – przepiłem.

III
Zegarek  przepity i koza  przepita;
Przywita mnie żona! O, ciężko przywita!
Cóż robić? Co robić? – Podpowiedz mi, Boże!
Co? Surdut?…          A pewnie! I surdut na sprzedaż być może.
Swój surdut po ojcu  Żyd idzie targować;
Niegłupio go sprzedam, już moja w tym głowa.
Targować Żyd idzie… a tutaj przy drodze
Znów karczma… się kiwa… Rzecz dziwna, lecz wchodzę.

Ref.
A w karczmie:
Daj, daj, daj, daj, daj, daj,
Daj, daj, daj, daj, daj, daj,
Daj, daj, daj, daj, daj, daj…
Ach, jakże to „daj, daj” potrafi być miłe!!!…
I surdut – oj, daj, daj – ja także przepiłem.

IV
Bez kozy Żyd wraca, zegarka, surduta;
Pokaże mi żona, co znaczy pokuta!
A morał z historii tej, morał jest taki:
Że… ten, no… gdzież morał?… że daj, daj… że miłe…
Cóż, widać i morał – oj, daj, daj – przepiłem.

Abram i Berko

ABRAM:  Posłuchaj, Berko! BERKO: Słucham cię, Abram!
ABRAM:  Dziewczyna – piękna, jak z dziewczyn żadna!
Ech, gdybyś widział te czarne loki!
A jakie usta! A jakie oczy!
BERKO:         A jak tam u niej – no, wiesz – te sprawy?
ABRAM:  To ci opowiem, skoroś ciekawy:
Od razu widać, że Bóg ją lepił.
Nie trzeba więcej, nie można lepiej!
Kobitka, Berko, stu innych warta!
BERKO:         Masz, Abram, szczęście! Masz, Abram, farta!

Ref.
RAZEM:  Dziewczyna – cymes! Zapach raju!
Paluszki lizać! Sama słodycz!
ABRAM:  Po prostu diament w każdym calu!
BERKO:   Po prostu skarb od stóp do głowy!
RAZEM:  Dziewczyna – cymes! Szczere złoto!
Toć ona życie w kugel zmienia!
I człek by musiał być idiotą,
By takiej perły nie doceniać.

II
ABRAM:  Posłuchaj, Berko! BERKO: Słucham cię, Abram!
ABRAM:  Dziewczyna – mądra równie jak ładna!
Jest taka mądra jak… jak sam Mojżesz!
BERKO:  Lecz nie ma brody?!! ABRAM:  Gładszej nie znajdziesz!!!
BERKO:   A dużo gada? ABRAM:  Prawie w ogóle!
W dodatku z sensem! BERKO: Cud! Ja zwariuję!!!
ABRAM:  Wesoła przy tym! A przy tym miła!
BERKO:   Coś czuję, Abram, że to jest miłość!
ABRAM:  Kobitka, Berko, stu innych warta!
BERKO:   Masz, Abram, szczęście! Masz, Abram, farta!

Ref.
RAZEM:  Dziewczyna – cymes! Zapach raju!
Paluszki lizać!  Sama słodycz!
BERKO:   Po prostu diament w każdym calu!
ABRAM:  Po prostu skarb od stóp do głowy!
RAZEM:   Dziewczyna – cymes! Szczere złoto!
Toć ona życie w kugel zmienia!
ABRAM:   Lecz mam z nią, Berko, pewien kłopot…
Że na tym świecie takiej nie ma…

Kołysanka

Ref.
Lulu, aj lulaj li,
Śpij sobie, synku mój, śpij.

Niech cię, okruszku, sen oplata,
Lulaj w kolebce moich dłoni;
Po co ci spieszyć się do świata,
Po co się spieszyć na tę stronę.

Lulu, aj lulaj lu,
Lepiej tam w snach niźli tu.
Lulu, aj lulaj la,
Lepiej jest tam – w twoich snach.

I
Bo życie, kochany, to nie jest to samo
Co miękki, wygrzany twój becik.
Niejednym cierpieniem cię zdąży poranić,
Niejedną cię biedą przygniecie.

Gdy całuję twe oczka zlepione przez sen,
Myślę, ile w nich kiedyś urodzi się łez.

Ref.
Lulu, aj lulaj li,
Śpij sobie, synku mój, śpij.

Niech cię, perełko, sen oplata,
Niech cię kołysze moja nuta;
Po co ci spieszyć się do świata,
Po co masz pchać się w gorzkie tutaj.

Lulu, aj lulaj li,
Słodsze są pewnie twe sny.
Lulu, aj lulaj la,
Lepiej jest tam – w twoich snach.

II
Bo życie, mój mały, nie takie jest wcale,
Jak zdaje się w matki ramionach.
I poznasz ciemniejszy człowieka kawałek,
Z podłością ty jeszcze się spotkasz.

I przytrafią się tacy, co w twarz rzucą ci,
Żeś odmieniec, żeś wróg, żeś przeklęty jest Żyd.

Ref.
Lulu, aj lulaj li,
Śpij sobie, synku mój, śpij.

Niech cię, aniołku, sen oplata,
Niech cię z marzenia nic nie budzi;
Po co ci spieszyć się do świata,
Po co masz spieszyć się do ludzi.

Lulu, aj lulaj lu,
Lepiej tam w snach niźli tu.
Lulu, aj lulaj la,
Lepiej jest tam – w twoich snach.

Aj jaj, handelek!

Aj jaj, handelek! Ten nasz handelek!
O ile smutniej bez niego żyłby człek!
Raz po bożemu, a raz szwindelek –
Byleby jakoś interes kręcił się.

Gdy masz gadane, gdy masz kiepełe,
To całkiem znośnie zarobić tu się da.
Aj jaj, handelek! Ten nasz handelek!
Ach, jakże nudny bez niego byłby świat!

Deszczowy kochanek

I
Tak wam na ucho coś tutaj zdradzę,
Jak to z mym Szlomo, jak ze Szlomo jest:
Otóż mój Szlomo – on kocha bardzo!
Kocha mnie bardzo… ale tylko w deszcz.

Słońce na Szlomo fatalnie wpływa;
W słońcu to Szlomo zaraz więdnie mi;
Jakoś tak cichnie, tak go ubywa
I chęć się cała wnet wypala w nim.

Za to gdy opad, gdy wokół słota,
Wtedy ochota z deszczem spływa nań.
Taki ze Szlomo deszczowy chłopak,
Bo w deszcz on kocha pięknie – bez dwóch zdań!

Ref.
Dlatego myślę sobie, że:
Byłoby naprawdę miło,
Gdyby ciut dziś pokropiło.
W czym by komu zaszkodziło
Troszkę tego dżdżu?!
Ot, kropelek parę z nieba;
Tyle co dla dwojga trzeba;
Żadna wielka tam ulewa,
Żaden wielki cud.
Nikt nie żąda gradobicia,
Starczy mżawka, choćby tycia;
Żeby Szlomo nabrał życia,
Żeby Szlomo mógł.

II
Chcę tutaj wyznać coś wam na ucho,
Jak to z mym Szlomo, jak ze Szlomo jest:
Więc całkiem marnie, gdy bywa sucho,
A wręcz wspaniale, kiedy pada deszcz.

Bo deszcz w mym Szlomo rozbudza zmysły;
Bo deszcz gwałtownie w nim rozbudza płeć.
Rwie mu się oddech i oko błyszczy;
W żyłach ma wrzątek, a w ramionach: mnie!!!

A w upał – dupa! Po prostu – dupa
Z mojego Szlomo, a nie żaden chłop!
A w upał – klucha, bez sił i ducha;
Zamiast mężczyzny – nie wiadomo co.

Ref.
Dlatego ja bardzo proszę:
Niech no wreszcie się zachmurzy,
Niech do jakiejś dojdzie burzy,
Niech ktoś ważny tam na górze
Mnie wysłucha i
Niech odkręci już te krany,
Niech zostanie świat podlany,
Bo usycha mój kochanek,
A ja razem z nim!
Czy anieli się uwzięli?!
Wody! Wody – do cholery!!!
Przecież miłość tu umiera!
Ona musi pić!!!
***
Szlomo!… Szlomo!… Szlomełe!
Coś mi się zdaje, że zaczyna mżyć!

Marzy sobie krawiec Mendel

I
Szyje chałat krawiec Mendel – ślęczy nad ściegami,
A gdzieś w głowie mu się kręci szpulka z marzeniami:

„Gdybym znalazł taką igłę, która cuda sprawia,
Tobym światu nią co nieco fason poprzerabiał.
Gdzie za dużo, tam bym skrócił, dodał, gdzie za mało,
Niechby ludzi ziemskie życie tak nie uwierało.
Gdybym dostał w ręce igłę, co ma moc niezwykłą,
Zaszyłbym ja wszelką biedę, zaszyłbym tą igłą.
Łzy bym zaraz poprzekłuwał, niech się gęby śmieją;
A co w duszach jest naddarte – łatałbym nadzieją”.

Ref.
Marzy sobie krawiec Mendel,
Baju, baju, baj jaj jaj.
Ach! Jak byłoby to pięknie!
Baju, jaju, baj.
Krawiec Mendel sobie marzy,
Baju, baju, baj jaj jaj.
Gdybyż mogło się to zdarzyć!
Baju, jaju, baj.

II
Szyje chałat krawiec Mendel – ślęczy nad ściegami,
A gdzieś w głowie mu się kręci szpulka z marzeniami:

„Gdybym zdobył nici szczęścia, takie nici zdobył,
Tobym nimi poobszywał kraje i narody.
Niech im pola się pokryją haftem urodzaju
I o skrawki nigdy więcej niech się nie sprzeczają.
Gdybym ja był wielki krawiec – krawiec cudotwórca,
Co potrafi swym naparstkiem góry z miejsca ruszać,
Tobym królom, tobym carom szyć chałaty kazał,
A na tronach bym posadził krawców, którzy marzą”.

Ref.
Marzy sobie krawiec Mendel,
Baju, baju, baj jaj jaj.
Ach! Jak byłoby to pięknie!
Baju, jaju, baj.
Krawiec Mendel sobie marzy,
Baju, baju, baj jaj jaj.
Gdybyż mogło się to zdarzyć!
Baju, jaju, baj.

Dziwka z Krochmalnej Zełde-Chaja

I

Usta, nogi, biust i szyja;
Od twych spojrzeń już się lepię;
Podejdź bliżej – życie mija,
Bliżej – będzie dużo lepiej.

Ciężki oddech szarpie ciszę,
Płoną ciała – krew nie woda!
Podejdź do mnie jeszcze bliżej,
Ukołyszę cię w mych biodrach.

Ref.
Stoję pod siódmym przy Krochmalnej;
Co noc pół miasta tu się garnie,
Bo – jakem dziwka Zełde-Chaja –
Najlepszy towar wam oddaję.
Dziwka z Krochmalnej Zełde-Chaja –
Za rubla  każdy ją dostaje.
Noc w noc pół miasta tu się zgłasza,
Bo towar mój jest pierwsza klasa!

II
Usta, nogi, biust i szyja;
Przy mnie żaden chłop nie pości,
A tam w domach – żony tyją,
A tam w domach –  zimna pościel.

Usta, nogi, biust i szyja;
Bierzcie wszystko – prawie darmo!
Ja dotykiem was upiję,
Ja miłością was nakarmię.

Ref.
Dziwka z Krochmalnej Zełde-Chaja –
Za rubla  każdy ją dostaje.
Noc w noc pół miasta tu się zgłasza,
Bo towar mój jest pierwsza klasa!
Stoję pod siódmym przy Krochmalnej;
Co noc pół miasta tu się garnie,
Bo – jakem dziwka Zełde-Chaja –
Najlepszy towar wam oddaję.

III
I niech więcej nikt nie gada,
Że się toczę wprost do piekła,
Że na lędźwie diabłu spadam,
Że się będę w ogniu piekła.

Dla mnie wiją miejsce w raju,
Przy rabinach, przy prorokach,
Bo ja całą siebie daję!
Ja najlepszy daję towar!

Ref.
Stoję pod siódmym przy Krochmalnej;
Co noc pół miasta tu się garnie,
Bo – jakem dziwka Zełde-Chaja –
Najlepszy towar wam oddaję!
Dziwka z Krochmalnej Zełde-Chaja –
Za rubla  każdy ją dostaje.
Noc w noc pół miasta tu się zgłasza,
Bo towar mój jest pierwsza klasa!

Smutne skrzypki

I

Dostałem ja żonę z żon wszystkich najlepszą,
Żyjemy więc sobie: i zgodnie, i ciepło.
Wokoło nas kręci się dzieci gromada,
A każde rumiane jak chałka na szabas.
I można powiedzieć, żem w łaskach jest nieba,
Bo czegóż mi więcej od losu potrzeba?
Lecz kiedy zaczynam na skrzypkach mych grać,
To w strunach coś płacze, to w strunach coś łka.

Dlaczego tak wielka pod smyczkiem ta łza?
Skąd w pieśni mych skrzypiec piołunu jest smak?

II
Mam swoje rzemiosło i chwalę je sobie,
Bo robię, co umiem, i lubię, co robię.
I wcale nielichy jest z tego pieniążek,
W sam raz, by bez biedy się w świecie urządzić.
I starcza mi domu: dla swoich i gości,
I nikt oprócz głodu tu u mnie nie pości.
Dlaczego więc kiedy na skrzypkach mych gram,
To żalu w nich tyle i tyle w nich skarg?

Dlaczego tak wielka pod smyczkiem ta łza?
Skąd w pieśni mych skrzypiec piołunu jest smak?

III
Nie wpadłem ja w łapy żadnemu z nałogów
I wszelkie choroby odganiam od progu.
Bóg wiele mi siły w dobroci swej zesłał,
Sto lat się pożyje i jeszcze dwadzieścia.
Ma człowiek rodzinę i chleb ma, i zdrowie;
I grzechem by było porównać się z Hiobem.
Więc czemu me skrzypki są mokre od łez?
Więc czemu tak smutno: i skrzypkom, i mnie?

Więc czemu me skrzypki są mokre od łez?
Więc czemu tak smutno: i skrzypkom, i mnie?

Do zobaczenia za rok!

I śmiać się będziemy, i starczy nam śmiechu,
I pieśni nam starczy milczeniu na przekór,
I miejsca nam w dłoni na inną dłoń starczy,
I starczy sił w nogach, by wieczność przetańczyć.

Dość będzie rodzynków dla wszystkich w kredensie,
I kugla na stole dla wszystkich dość będzie,
I każdy się z drugim nagada do syta,
I wino beczkami poleje się przy tym.

Ref.
Do zobaczenia więc za rok!
W o wiele lepszym świecie.
Życzę nam szczęścia! Mazeł tow!
W końcu nadejdzie przecież.

Do zobaczenia więc za rok!
W o wiele lepszych czasach.
Na dobry los czekajmy, bo
Już go ktoś lepi dla nas.

Do zobaczenia więc za rok!
W o wiele lepszym świecie.
Życzę nam szczęścia! Mazeł tow!
W końcu nadejdzie przecież.

***
Wybaczcie autorowi, że
Spartaczył tu niemało,
Lecz nawet Panu Bogu też
Nie wszystko się udało.

Ref.
Do zobaczenia więc za rok!
W o wiele lepszym świecie.
Życzę nam szczęścia! Mazeł tow!
W końcu nadejdzie przecież.

Do zobaczenia więc za rok!
W o wiele lepszych czasach.
Na dobry los czekajmy, bo
Już go ktoś lepi dla nas.

Tańczy nasz rebe

I
Kiedy nasz rebe bierze się do tańca,
To w oczach błyska mu radosny ogień.
Klaszczemy wtedy, ile sił nam starcza,
A już po chwili tupią wszystkie nogi.

Kiedy nasz rebe w tańcu się rozpędza,
skry się przy tym naokoło sypią.
A kiedy rebe tańczy jeszcze prędzej,
To jakby wiatr mu ktoś do butów przypiął.

Ref.
Śpiewajcie mi, skrzypki, a żywo!
Cymbalcie – wesoło – cymbały!
Bębniarzu, w swój bęben tam przywal!
By ściany i serca zadrżały!!!
I głośniej, klezmerzy, i śmiało!
Rebemu dziś gracie – więc dalej!
Niech trąbki porządnie dmuchają!
Niech klarnet się trąbkom nie daje!

Śpiewajcie mu, skrzypki, a żywo!
Cymbalcie – wesoło – cymbały!
Bębniarzu, w swój bęben tam przywal!
By ściany i serca zadrżały!!!
I głośniej, klezmerzy, i śmiało!
Rebemu dziś gracie – więc dalej!
Niech trąbki porządnie dmuchają!
Niech klarnet się trąbkom nie daje!

II
Kiedy nasz rebe tańczy chasydzkiego,
Dyszy z uciechy pod stopami ziemia.
A kiedy rebe nudzi się tym biegiem,
Wtedy kapota w skrzydła mu się zmienia.

Kiedy nasz rebe w tańcu swoim fruwa,
To się zlatują fruwać z nim anioły;
A gdzieś tam z góry patrzy na to Stwórca
I jak my wszyscy nie żałuje dłoni.

Ref.
Śpiewajcie mu, skrzypki, a żywo!
Cymbalcie – wesoło – cymbały!
Bębniarzu, w swój bęben tam przywal!
By ściany i serca zadrżały!!!
I głośniej, klezmerzy, i śmiało!
Rebemu dziś gracie – więc dalej!
Niech trąbki porządnie dmuchają!
Niech klarnet się trąbkom nie daje!

Śpiewajcie mu, skrzypki, a żywo!
Cymbalcie – wesoło – cymbały!
Bębniarzu, w swój bęben tam przywal!
By ściany i serca zadrżały!!!
I głośniej, klezmerzy, i śmiało!
Rebemu dziś gracie – więc dalej!
Niech trąbki porządnie dmuchają!
Niech klarnet się trąbkom nie daje