ZOBACZ ZWIASTUN VIDEO

scenariusz i reżyseria  Rafał Kmita

muzyka: Bolesław Rawski, choreografia: Jarosław Staniek

scenografia: Natalia Horak kierownictwo muzyczne: Bolesław Rawski

Występują: Katarzyna Chlebny, Agata Myśliwiec, Grzegorz Kliś, Arkadiusz Lipnicki, Piotr Plewa, Andrzej Róg, Dariusz StarczewskiKarol Wolski, Marcel Wiercichowski

Prapremiera chorzowska odbyła się 3 marca 2012 w „Teatrze Rozrywki”. Premiera łódzka odbyła się 29 września 2012 w „Teatrze Muzycznym”. Premiera krakowska odbyła się 27 kwietnia 2013 w „Teatrze Groteska”.   Ilość dotychczasowych przedstawień: 99

 

„Więc wejdźmy w tę noc, panowie; Idźmy do ludzi, by żyć.

Pofruńmy gdzieś tam – w rozmowę, Jeszcze się dusza w nas tli.

Więc wejdźmy w tę noc, chłopaki; Nasza ta noc jest, psiamać!

Więc chodźmy się życia napić, Jeszcze nie pora nam spać!”

RECENZJE:

JESZCZE NIE PORA NAM SPAĆ CZYLI DZIWOWISKO

(…) W kompletnie innej przestrzeni emocjonalnej rozgrywa się natomiast nowy spektakl Teatru Rozrywki. To klasyczny program kabaretowy, w którym dowcipom słownym i sytuacyjnym rozmachu dodaje muzyka, układy choreograficzne, gra świateł etc. Dobry pomysł dla wszystkich, którym marzy się zostawienie codziennych kłopotów w teatralnej szatni i spędzenie wieczoru na luzie(…). Dobry żart goni jeszcze lepszy, piosenki są świetne, a scenki rodzajowe aż się proszą, żeby je sobie przypominać w napadzie przedwiosennej chandry.

(Henryka Wach-Malicka, „Polska Dziennik Zachodni”)

 MASOWANIE SZARYCH KOMÓREK 

W dobie degrengolady produkcji teatralnych ta propozycja, łącząca kabaret z występami baletu, zespołu wokalnego i big bandu – znacząco odcina się jakością od tła. Kmita, działający na scenie kabaretowej od 18 lat, przyjechał do Rozrywki ze swoim 5-osobowym zespołem, żeby przy współpracy z miejscowymi aktorami zrealizować dwuipółgodzinne widowisko, będące jego autorską diagnozą współczesności. I udało mu się sprowokować widzów do śmiechu, masującego nie tylko brzuch, ale i szare komórki. Oglądając polskie scenki rodzajowe rozgrywające się w taksówce, pociągu, na ławce, jak w krzywym zwierciadle oglądamy naszą rzeczywistość. Życie gna tak szybko, że z kolejnych dni zapamiętujemy wyłącznie dźwięk budzika. Biegniemy nie za marzeniami, ale forsą i najlepszymi wynikami w robocie. A kiedy pracownik nie przychodzi do pracy i okazuje się, że zmarł, jego szef jest zdolny wyłącznie do komentarza: „Ten, to zawsze wiedział, jak się wymigać”. Okazuje się, że społecznym ekstremom – takim jak staruszka spod znaku moherowego beretu i dresiarz – jest do siebie bardzo blisko. A nam, przeciętnym obywatelom, najłatwiej rozmawiać przy pomocy rozwiązującej, jak i kneblującej języki wódki. Kluczowym punktem kabaretowo-music-hallowego spektaklu jest skecz o końcu świata. Widzowie telewizji emocjonują się swoim odejściem zaprogramowanym przez jedną ze stacji, która uciekła się do takiego chwytu, żeby zwiększyć oglądalność. Śmiejemy się z nas samych – sterowanych przez media, opinie, innych ludzi. Nasuwa się pytanie: „Gdzie ukryliśmy się my sami?”. Warto na nie odpowiedzieć, wychodząc z teatru, aby – jak chcą kabareciarze – „napić się życia”.

(Barbara Gruszka-Zych „Gość Katowicki”, 18 marca 2012)

POFRUŃMY GDZIEŚ TAM- W ROZMOWĘ

Już na wstępie „Jeszcze nie pora nam spać” widzom obiecano brawurowe skecze, wzruszające piosenki i błyskotliwą konferansjerkę. Gdyby wszystkim tak dobrze szło wywiązywanie się z obietnic, świat – nie tylko teatralny – byłby piękniejszy. Postacie, które urodziły się ze zderzenia Grupy Rafała Kmity z artystami chorzowskiego Teatru Rozrywki, tworzą najprawdziwszą galerię osobliwości. Starsza księgowa Krystyna i jej uczucie do stażysty Karola mają bezpośredni związek ze stratami w budżecie państwa. Zdziwaczały profesor z zieloną muchą pod szyją (Einstein, Zweistein, Dreistein?) próbuje odpowiedzieć na pytanie „jak żyć?”, przywołując niemal archetypiczne postacie życia rodzinnego, w tym przezabawnego statystycznego polskiego szwagra w klapkach i skarpetach. Nadpobudliwy taksówkarz-cwaniak (brawurowy Piotr Plewa) czy prawnik, który chce się wyspowiadać w imieniu swojego klienta to dowód na to, że kreowana postać może być wyrazista bez względu na to, czy jest na scenie kilka minut czy kilka sekund. Niektóre gagi rozbudowano do parominutowych scenek: o tym, jak w pociągu pod wpływem procentów rozluźniają się krawaty oraz o tym, jak moherowa babcia znajduje wspólny język z łysym dresiarzem; o trzech stetryczałych, znudzonych dziadkach, licytujących się na to, co komu pożarły korniki; o końcu świata i poświęconemu mu telewizyjnemu show na żywo, o protestach mieszkańców Lubartowa, o niezadowoleniu islamskich fundamentalistów i o tym, że mesjasz się spóźni, bo utknął w korku gdzieś pod Rzymem. Artyści sprawnie bawią się błyskotliwymi tekstami Rafała Kmity. Co ma wspólnego brykiet z Giordano Bruno, czym się różni latawiec od psa na wietrze i kogo dobry lekarz ostrzegał przed Judaszem to tylko niektóre zagadki, które powodują przetaczającą się po widowni falę szczerego śmiechu. Z poetyckim patosem sąsiadują wyznania dotyczące kredytów i zapewnienia, że tablice Mojżesza to tak naprawdę zasady oddzielnego pisania „nie” z czasownikami i nic więcej. O sile „Jeszcze nie pora nam spać” świadczą też przeplatające skecze piosenki, wszystkie pomysłowo dopieszczone tekstowo i aranżacyjnie. Twórcom udało się zachować równowagę między lirycznymi utworami o tym, co ulotne i zamknięte w przenośni (świetna Barbara Ducka) i wariackimi piosenkami o emocjonalnej huśtawce (jak ten męski kwartet, który nie może się zdecydować, czy usychać z tęsknoty, czy lepiej szukać ukojenia w życzeniu ukochanej jak najgorzej). Nie sposób nie wspomnieć o Mietku Konopce z zespołem: wełniany bezrękawnik, tamburynek i czapka-pilotka dodawały czaru płomiennym wyznaniom skierowanym ku kolejnym przypadkowym (i lekko przerażonym) kobietom na widowni. Nie tylko jest czego słuchać: jest też na co popatrzeć. Jeśli ktoś chciałby sprawdzić, jak wygląda balet w wykonaniu wielkiego faceta w niebieskich skarpetkach (Jacek Stefanik), może to zobaczyć przy okazji piosenki o nie do końca chcianych snach. Równie imponująco wypada litania pracoholika z „Lotem trzmiela” w tle (z zawrotnej prędkości choreografią Jarosława Stańka poradził sobie Andrzej Róg). Na scenie pojawia się też zespół baletowy i słychać zespół wokalny, które nie dają zapomnieć, że to dziwowisko kabaretowe wystawiane jest na scenie Teatru Rozrywki. Co pewien czas odsłaniana jest też orkiestra, choć tak naprawdę powinno paść pytanie, dlaczego orkiestra w ogóle była zasłaniana? W dziwowisku kabaretowym Rafała Kmity nie brakuje też momentów mocno refleksyjnych, bo jak bez refleksji przyglądać się rzeczywistości, w której koniec świata przypomina sylwestrowe show? Oprócz niewątpliwych walorów kabaretowych, „Jeszcze nie pora nam spać” rzuca światło na papkę współczesności, na którą panuje powszechna zgoda. Jest to też sztuka o potrzebie powrotu do rozmowy, o głodzie czegoś niebywale potrzebnego, choć trudnego do sprecyzowania. „Więc chodźmy się życia napić, jeszcze nie pora nam spać!”

(Julia Korus – teatrdlawas.pl)

JESZCZE NIE PORA NAM SPAĆ – WIĘCEJ NIŻ KABARET

 W repertuarze mającego od roku zmodernizowaną siedzibę łódzkiego Teatru Muzycznego zgodnie współistnieją, i to już od dawna, klasyczna operetka, komedia muzyczna oraz musical. Niegdyś próbowano także rewii. Natomiast na rozpoczęcie bieżącego sezonu pojawiło się coś jeszcze innego. Teatr zaprosił mianowicie swoich sympatyków na „dziwowisko kabaretowe”. Tak właśnie spektakl Jeszcze nie pora nam spać określony został w podtytule (nie bez dozy humoru a zarazem skromności) przez reżysera, scenografa i jednocześnie autora tekstów, Rafał Kmitę.  Ktoś, kto interesuje się teatralną rozrywką dobrze wie, że Kmita, związany z krakowskim Teatrem Sceną STU, od prawie 20 lat kieruje własną grupą kabaretową, uważaną za jedną z najciekawszych w kraju. W łódzkim „dziwowisku” poza jej szefem współpraca ze sceną przy ul. Północnej objęła także sześcioro członków Grupy Rafała Kmity. Ten, jak się w sumie miało okazać, odświeżający dla naszego teatru zabieg, będący jakby wpuszczeniem świeżej krwi, nader korzystnym dla tych części operetkowo-musicalowego organizmu, które (abstrahując już nawet od Łodzi) nie zawsze odznaczają się najlepszą kondycją zdrowotną (reżyseria, aktorstwo wraz z librettem, z którym się ono łączy) dało rezultat, nie waham się od razu stwierdzić, znakomity. I dziwować się wcale nie należy.  W warunkach teatralnych (jakże innych np. od kawiarnianych, bardziej dla kabaretu typowych) w pełni sprawdziła się koncepcja „poszerzająca gatunek”, polegająca na przeplataniu skeczy piosenkami potraktowanymi widowiskowo, w których akompaniament realizowała umieszczona na scenie orkiestra, odsłaniana w odpowiednich momentach przez podnoszenie czarnej kurtyny. Orkiestra (z mającą niemało do roboty pianistką Danutą Antoszewską) grała zresztą bez zarzutu, w czym zasługa m.in. młodej, wyrazistej w ruchach dyrygentki, Elżbiety Tomali. Może tylko nagłośnienie nie zawsze było idealne, gdyż np. w burlesce opartej na Locie trzmiela Rimskiego-Korsakowa jakoś nie za bardzo udawało mi się wysłyszeć melodię wykonywaną przez sekcję skrzypiec. Interesująco wypadły, m.in. pod względem aranżacyjnym, skomponowane przez Bolesława Rawskiego piosenki, niektóre refleksyjne. Natomiast podrygujący „swobodnie” na wybiegu z boku sceny w niektórych numerach chór był najsłabszym elementem reżyserii.  Kilka razy do akcji wkraczał balet, tańczący bardzo dobrze według zamysłu choreograficznego Jarosława Stańka, który odwołał się w dużym stopniu do wzorów rewiowych. W takiej konwencji (już bez udziału baletu) wykonana została również piosenka Odkryj mnie. Właśnie m.in. tu całym blaskiem urody i głosu zajaśniała główna gwiazda przedstawienia, Agata Myśliwiec z zespołu Kmity. Także i we wszystkich innych scenach, a więc nie tylko wówczas, gdy była wampem, ale np. podpatrzoną w domu z ręcznikiem na głowie żoną kierowcy tira lub babcią jadąca wraz z prymitywnym „mięśniakiem” II klasą pociągu, fascynowała wyrazistym aktorstwem, klasą ruchu scenicznego.  A jej kabaretowi koledzy? Arkadiusz Lipnicki, Piotr Plewa, Jacek Stefanik, Macel Wiercichowski, Karol Wolski? I oni byli świetni, niezawodni aktorsko i wokalnie, wybornie podający tekst, rozśmieszający skutecznie w roli panów w taksówce, emerytów gawędzących na krzesełkach, członków przezabawnej kapeli podwórkowej czy po prostu w konferansjerce. Swoistym majstersztykiem stała się rozbudowana sekwencja dotycząca „końca świata”, ukazująca w krzywym zwierciadle przede wszystkim panującą nad umysłami wielu rodaków, manipulatorską telewizję. Wszelako dwa akcenty „promichnikowskie” Kmita mógł już sobie darować, Łódź to w końcu nie warszawka ani krakówek.  W Jeszcze nie pora nam spać kilka niebłahych zadań wokalnych miały do spełnienia solistki Teatru Muzycznego: Anna Dzionek-Kwiatkowska oraz Agnieszka Gabrysia. Obie panie wywiązały się z tych wokalnych zadań doskonale. W pamięci na pewno pozostanie ekspresyjna piosenka w interpretacji Dzionek- Kwiatkowskiej, nawiązująca cokolwiek w stylu do repertuaru Edyty Geppert.  Ponieważ ostatnio w teatrach dramatycznych coraz mniej jest okazji do śmiechu, i to także na współczesnych tzw. komediach, gdzie humor bywa niekiedy zupełnie prostacki, warto wszystkich spragnionych „kulturalnego rozweselenia się” zachęcić do wizyty w Muzycznym. Przed rozpoczęciem spektaklu trzeba tu wszakże spełnić przekazywaną przez Grupę Rafała Kmity prośbę: wyłączyć komórki, jednakże z wyjątkiem szarych.

Janusz Janyst               http://januszjanyst.blogx.pl/2012/12/04/wiecej-niz-kabaret/

AMBITNY I ŚMIESZNY

 Program Grupy Rafała Kmity wymaga od widza nieco więcej, niż programy innych kabaretów. Większość tekstów zawiera trafne spostrzeżenia na temat otaczającej nas rzeczywistości. Nie brakuje w nich tego, co w kabarecie najważniejsze – dobrych żartów. W Baranowie wywoływały one szczery śmiech czterystuosobowej widowni. Występ wypełniły przede wszystkim skecze i piosenki z najnowszego programu „Jeszcze nie pora nam spać”. Zobaczyliśmy brawurowe aktorstwo, świetnie zarysowane postaci, dobrze dobraną muzykę oraz mnóstwo nieszablonowych pomysłów. Zakład pogrzebowy z urnami dopasowanymi do charakteru denata, trzech dziadków licytujących się na choroby, kapela podwórkowa walcząca o względy pań z widowni, „lot trzmiela”, jako metafora codziennego życia pracoholika — to tylko niektóre gagi, które bawiły do łez. Grupa Rafała Kmity udowodniła, że da się tworzyć kabaret ambitny i śmieszny zarazem.

(Jarosław Krawczyk „TarNowa Kultura”- marzec 2013)

ŚMIECHOTERAPIA Z GRUPĄ RAFAŁA KMITY

na początek OPT 2013

W niedzielę, 21 kwietnia 2013 roku rozpoczęły się w Ostrowcu Świętokrzyskim kolejne Ostrowieckie Prezentacje Teatralne. Zaprezentowane zostaną tylko dwa spektakle, ale wszak nie w ilości sztuka.   Na dobry (naprawdę dobry!) początek wystąpiła Grupa Rafała Kmity z Krakowa, która gościła już w Ostrowcu Świętokrzyskim przy podobnej sytuacji cztery lata temu. Artyści zaprezentowali wówczas widowisko „Aj waj! czyli historie z cynamonem”. Tym razem Grupa Rafała Kmity przedstawiła swój najnowszy program „Jeszcze nie pora nam spać”, którego premiera odbyła się 3 marca 2012 roku w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Autorem scenariusza i reżyserem tego, jak głosi podtytuł, dziwowiska kabaretowego jest sam Rafał Kmita, muzykę skomponował Bolesław Rawski, zaś choreografię opracował Jarosław Staniek, autor układów tanecznych do takich spektakli, jak „Jesus Christ Superstar”, „Grease” czy filmu „Kochaj i tańcz”. „Jeszcze nie pora nam spać” to w swojej koncepcji scenariuszowo – reżyserskiej typowa składanka teatralno – kabaretowa, podzielona na odrębne skecze i scenki rodzajowe, przeplatane piosenkami. Kolejne punkty programu zapowiada konferansjer, przy czym robi to w sposób humorystyczny, z dystansem do siebie i mających wystąpić kolegów aktorów (czasem zgryźliwie podpowiadając publiczności, jak ma reagować, szczególnie, gdy on sam nie bierze udziału w zapowiadanej scence). Jest wesoło i na wysokim poziomie artystycznym, co pozwala zrozumieć, dlaczego Grupy Rafała Kmity i jej produkcji… nie oglądamy w misyjnej telewizji publicznej, która obficie karmi widzów kabaretowym chłamem. W omawianym „dziwowisku kabaretowym” w satyrycznym zwierciadle oglądamy praktycznie wszystkie grupy społeczne: od znerwicowanych taksówkarzy, będących jednocześnie wiernymi słuchaczami audycji „Łagodne przeboje”, poprzez gospodynie domowe, „kreatywne” księgowe, pracodawców, reżyserów telewizyjnych, po pakerów i czytelników „Naszego Dziennika”. Pojawia się też Rafał Kmita, co prawda nieosobiście, lecz… tu przerwijmy. Wraz z bohaterami na scenie pojawiają się również nasze współczesne przywary. Ich groteskowe pokazanie przez artystów powoduje, że widzowie jeszcze bardziej są w stanie uzmysłowić sobie śmieszność choćby naszych „elyt” politycznych i ekonomicznych. Do niebanalnych spostrzeżeń, przedstawionych odpowiednim do kontekstu językiem, z niezwykle celnymi pointami, należy dodać kunszt wykonawczy pięcioosobowego zespołu Kmitowych artystów. Wszyscy są godni słów najwyższego uznania, ale nie sposób nie podkreślić szczególnie udziału w „Jeszcze nie pora nam spać” Karola Wolskiego. Obdarzony wyjątkowo plastyczną twarzą, niebagatelnym talentem aktora charakterystycznego potrafi on przyciągnąć uwagę widza w każdej sytuacji, bez względu na to, czy jest bezwzględnym pracodawcą, czy jednym z „Menelersów”. Wolski ma ciekawy pomysł na każdą kreowaną przez siebie postać. Wszechstronny talent aktorsko – wokalny zaprezentowała również jedyna w tym męskim gronie kobieta, Katarzyna Chlebny, która w Miejskim Centrum Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim, będącym organizatorem Ostrowieckich Prezentacji Teatralnych, zaczynała swoją przygodę z aktorstwem. Wystąpi ona również w drugim spektaklu OPT, „Kryzysy, albo historia miłosna” Mihaia Ignata, w którym z pewnością będzie mogła pokazać jeszcze pełniej swoje zdolności dramatyczne. W tym zespołowym brawurowo zagranym widowisku śpiewają, tańczą i grają również: Arkadiusz Lipnicki, Jacek Stefanik i Piotr Plewa. Oni wszyscy zapewnili ostrowieckiej publiczności, która szczelnie wypełniła salę kina Etiuda, dwie godziny profesjonalnej, na wysokim poziomie artystycznym i estetycznym stojącej rozrywki.

(Krzysztof Krzak – Wiadomości24.pl 21.04.2013)

Fot. Anna Kaczmarz

GRUPA RAFAŁA KMITY ŚMIESZY, TUMANI, PRZESTRASZA

Grupy Rafała Kmity w telewizji nie ma od lat; już dawno „Caryca” powiedziała liderowi tej formacji, że jego propozycja jest za ambitna. Ale i tak wspaniale ambitnie Kmita bawi nas nadal; śmieszy, tumani, przestrasza błyskotliwym żartem, dobrymi piosenkami, aktorstwem. Dowodzi tego także na scenie krakowskiej Groteski programem „Jeszcze nie pora nam spać”. Już w świetnej, otwierającej program piosence proszą widzów: „Kochani, wyłączcie komórki, z wyjątkiem komórek szarych”. Bo nie chcą widza bezmyślnego, stawiającego na rechot wywoływany przez błazenadę amatorów. Kmita od lat daje dowody, że chował się na klasyce, dlatego też przywraca kabaretowi piosenkę, przywraca postać konferansjera czy raczej entre-prenera, który to żartuje z kolegów, to z siebie, a przy tym stawia na zawodowych aktorów, co w kabarecie już jakże rzadkie. Ten profesjonalnie przygotowany spektakl – z precyzyjnie napisanymi, błyskotliwie żartobliwymi i wybornie puentowanymi tekstami Rafała Kmity, ze świetną, swingującą muzyką Bolesława Rawskiego, rodzący skojarzenia z Kabaretem Starszych Panów (piosenka o księgowej Krystynie, jakże niewinnie świntusząca, jak lekko igrająca z naszymi skojarzeniami) czy z „Dudkiem” (choćby skecz o taksówce ze znakomitymi Dariuszem Starczewskim i Piotrem Plewą) – nieustannie wywołuje kaskady śmiechu, wybuchy nieokiełznanej radości, feerie braw. Czuje się, że autor i reżyser w jednej osobie chował się na klasyce, ale też, że czuje swój, nasz czas i umie odbić w krzywym lustrze satyry wpisane weń paradoksy, kompleksy, fobie, ludzkie słabostki i obrzydliwości. Kilkanaście minut scenek z „Pociągu” jadącego przez współczesną Polskę naprawdę śmieszy i przestrasza (ci zachlani wyniośli „Europejczycy”, ta babcia od o. Rydzyka – Katarzyna Chlebny w tandemie z kibolem – Grzegorz Kliś), czy zainscenizowany później „Koniec świata”… Ileż mówią o nas in gremio, i o każdym z osobna. Jest ciut polityki („Siedzi nasz biedny premier z listą /spraw których na tej liście mnóstwo/ do łbów zagląda swym ministrom/ a we łbach cicho, we łbach pusto”), jest wiele żartu obyczajowego (np. gdy Arkadiusz Lipnicki radzi „Jak żyć”), jest czarny humor (niegdyś bawił nas Kmita „Trzema zdaniami o umieraniu”), jest wiele żartu słownego, podawanego ze świadomością intonacji zdania, pauzy. Plus świetne tempo, zmiany nastrojów. Ledwo wybrzmi piosenka, a już śmieszą nas, bywa że cierpko, trzej starcy (Plewa, Starczewski, Karol Wolski). „Moje wnuczki mówią do mnie dziadziu”. „A moje mówią mi dziadunio”. „A moje mówią: dawaj rentę”. Ich powtarzana w skeczu fraza „E, to jeszcze nic” na długo pozostaje w uszach. (Jak niegdyś Smolenia „E tam, cicho być!”). To bez wątpienia najlepsza formacja kabaretowa w Polsce, wciąż twórcza, ambitna, nie idąca na lep telewizyjnej sławy i taniochy (acz przekładającej się na duże pieniądze). Dlatego polecam spotkania z Grupą Rafała Kmity z największym przekonaniem; teraz na Scenie Teatru Groteska raz w miesiącu (właśnie dziś, jutro i pojutrze). Śmiejąc się po gogolowsku (czyli z siebie, a naprawdę warto sobie fundować taką śmiechoterapię), zobaczymy świat jeśli nie lepszy, to na pewno milszy. Choć chwilowo oswojony.

(Wacław Krupiński – DZIENNIK POLSKI, 24 maja 2013)

CZUŁA JEST NOC Z KMITĄ

„Jeszcze nie pora nam spać” Grupy Rafała Kmity w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Gazecie Krakowskiej.    Grupa Rafała Kmity nigdy nie zawodzi. Prezentowany w teatrze „Groteska” program „Jeszcze nie pora nam spać” to forma pośrednia pomiędzy pełnoprawnymi spektaklami Kmity w rodzaju kultowych „Wszyscyśmy z jednego szynela” czy „Aj waj! czyli historie z cynamonem”. Od większości występów kabaretowych formację wyróżniają dwie podstawowe cechy: unikanie topornej doraźności politycznej oraz błyskotliwe, bardziej literackie niż knajpiane poczucie humoru. W „teatrze komicznym” Kmity nie ma żenujących chwytów poniżej pasa, dowcip wynika z efektownej gry słownej albo z cienkiej aluzji, dlatego na jego przedstawieniach publiczność po prostu się śmieje, nie rechocze.    Kolejny raz patrzyłem z podziwem na sprawdzony zespół Kmity. Grają jak z nut, ewidentnie bardzo się lubią, doskonale wiedzą, w jakiej startują kategorii i czego spodziewa się po nich publiczność. Katarzyna Chlebny z wdziękiem gra zarówno sexy kociaka, jak i radykalną miłośnicę telewizji Trwam, Arkadiusz Lipnicki to urodzony showman, podobnie jak uwielbiany przez publiczność Piotr Plewa, Marcel Wiercichowski potrafi być wzruszająco komiczny, a Karol Wolski uwodzi niewinnym spojrzeniem i kocimi ruchami, jednak moim aktorskim faworytem w nowym spektaklu Kmity jest Grzegorz Kliś: w jego bezradnym uśmiechu kryje się złośliwość, finezja i przede wszystkim inteligencja. (…)    Przedstawienie nabiera wigoru zawsze wtedy, gdy pojawiają się piosenki skomponowane przez Bolesława Rawskiego. Mam zresztą wrażenie, że ten świetny kompozytor, stały współpracownik Heleny Kaut-Howson, Rudolfa Zioły czy Marka Fiedora, dopiero w teatrze Rafała Kmity odnalazł właściwy feeling. Muzyka Rawskiego z czasem stała się zresztą znakiem rozpoznawczym trupy Rafała Kmity, swego rodzaju glejtem szlachetności dla zespołu. Nawet wykorzystując najprostsze, czysto etnograficzne elementy folkloru żydowskiego czy polskiego, Rawski przeciwstawia im nieposkromiony talent melodysty. Tych piosenek chciałoby się słuchać na okrągło.(…)    Autor postawił tym razem na tradycyjne skecze przetykane piosenkami. Kmita wyśmiewa rzeczywiste lub urojone podziały klasowe, naśmiewa się z mitotwórczych massmediów, ironizuje (ale nie szydzi) z typowo polskich obrazków: wiecznego wakacyjnego grillowania, rodzimego wariantu antysemityzmu, z naszych kompleksów, marzeń i urojeń. Nie wszystkie wejścia są równie udane, ale co najmniej kilka momentów w spektaklu to perełki. Najmocniej wybrzmiała tytułowa pieśń z tekstem Kmity na poziomie najlepszej Osieckiej: „Więc wejdźmy w tę noc, panowie; Idźmy do ludzi, by żyć. Pofruńmy gdzieś tam – w rozmowę. Jeszcze się dusza w nas tli”. Czuła jest noc z Rafałem Kmitą.

(Łukasz Maciejewski, Polska Gazeta Krakowska nr 166 18-07-2013)

GRUPA RAFAŁA KMITY TO CRÈME

DE LA CRÈME…

Grupa Rafała Kmity to crème de la crème kabaretowego tortu w niedorzeczu Wisły. Są już równo dwadzieścia lat na scenie. Za nimi lokuje się Kabaret Hrabi, Formacja Chatelet, nieco przerwy i… cały plankton kabaretny obsługujący gorliwie tivilne widowiska nazywane nie wiedzieć czemu – kabaretowymi.Mru-mru -moralne-niepokoje-paranienormalne-neonówki-kaba-młodzi-panowie etc…etc – czyli liga starych szmalożernych cwaniaków. No cóż – takiego widać widza chcą wystrugać rzeźbiarze zbiorowej wyobraźni, by na klop trendach itp. sopockich czy koszalińskich wielotysięcznych spędach radośnie do kamery rechotał, gdy kabaretnik odgrywający fizjonomicznie nogę słonia, na pytanie topornego męskawego indywiduum przyodzianego w babską kieckę – czy go kocha – „wyczesuje” z owłosionego tłustego torsu – „noooo”… No tak, ale nie jest tak źle, skoro w niedzielny wrześniowy wieczór na scenie Wejherowskiego Centrum Kultury męska część formacji Rafała Kmity czarowała: (…) Czy mogę się przysiąść do twego życia, Przy innych stolikach nie ma miejsc, Czy mogę się przysiąść do twego życia, Wszystko zajęte wokół, więc (…) Więc ta propozycja wysmakowanego literackiego quasi-kabaretu nie jest pusta czy przypadkowa. Bo dewizą nadwornego tekściarza tej parateatralnej formacji – Rafała Kmity – jest deklaracja i pewność, że istnieje – „Widz, z którym mógłbym później pójść na kawę i porozmawiać”. Wyrwałem ten oryginalny cytat z wywiadu z nim, mając świadomość jego istotności. Zespół tworzą zawodowi aktorzy, Grała tu i Sonia Bohosiewicz i incydentalnie Anita Lipnicka (jej brat występuje w tym kabarecie), grali między innymi – Tadeusz Kwinta i Tomasz Kot, a obecnie nie da się ukryć iż scenicznym spiritus movens jest charyzmatyczny Piotr Plewa. Potrafią absolutnie wszystko. Oferując w Filharmonii Kaszubskiej przekładaniec z wielu spektakli(m.in.:„Trzy zdania w umieranie”, „Jeszcze nie pora nam spać”) zaprezentowali genialną parodię z tele-Wołoszańskiego – czyli „rodzina Kowalczyków”, mentalno – obyczajowy pastisz taksówkarski – z feerią tak homonimicznych grepsów jak i dowcipu abstrakcyjnego, aż po szlachetna prostotę ludycznej pieśni rodem commedii dell`arte. Kiedy jako The Menels ruszyli z pieśnią: (…) Dla ciebie rwałbym w maju  bzy, W czerwcu dla ciebie rwał ja bym wiśnie, Bo na twój widok w sercu mym Robi się jakoś tak jedwabiście (…) śpiewaną wprost do uroczej blondyny z drugiego rzędu, testując przy okazji intelektualną wytrzymałość jej towarzysza na zderzenie „twarzą w twarz” z „kabaretową sztuką kontaktu” – sala czuła się już ewidentnie usankcjonowana. Oni nawet mają specjalną piosenkę „kochani wyłączcie komórki”, by telefon nie zagłuszył pointy. Więc wyłączaliśmy komórki z wyjątkiem komórek szarych… Czuje się też, że rytm figur scenicznych reżyser i autor tekstów w jednej osobie, wykorzystuje wybornie pamięć muzyczną aktorów. Wszyscy wszak z krakowskiego „jednego szynela” aktorskiego. Jędrność dowcipu point jest tu takoż w technologii 3D – nie spłaszczonej ekranem telewibratora, pardon – telewizora… Kabaret to krzywe zwierciadło rzeczywistości. Scenka z GPS-em…i pointa – kiedy vistość wywinie ci szpryngla i nie dowierzając widzisz jednak (sic!) siebie w lustrze – nie panikuj – to ty – ale…”pomyśl o posłance Grodzkiej”. Śmiejcie się – bo śmiech to nieustające wakacje – prowokowali ironizujący kabaretowcy ze sceny – składając zarazem życzenia z okazji Dnia Nauczyciela… A ironia to dystans i poczucie tak ich jak i naszej względności. Wielkie brawa dla Wejherowskiego Centrum Kultury za import najlepszego polskiego kabaretu.

(Tadeusz Buraczewski, „Gazeta Świętojańska ” 14 Października 2013)  

 LUSTRZANE ODBICIE „JESZCZE NIE PORA NAM SPAĆ” W TEATRZE GROTESKA

  Rafał Kmita stworzył kolejny spektakl, który można zobaczyć w Teatrze Groteska. Jak można go opisać? To szczypta ironii z dodatkiem stereotypów, odarcie z iluzji, zdemaskowanie manipulacji i głupoty oraz świetna zabawa.  „Jeszcze nie pora nam spać” nie jest zwykłym kabaretem. R. Kmita w spektaklu tym połączył humor, świetną konferansjerkę, balet, dowcip i prawdziwą rzeczywistość (…) Godni podziwu są sami występujący m.in.: Grzegorz Kliś, Arkadiusz Lipnicki, Piotr Plewa i Andrzej Róg. Artyści pokazują prawdziwe emocje. Ich występy są żywiołowe i tak różnorodne, ze trzeba jasno powiedzieć: chapeau bas! Kiedy ich sceną staje się przestrzeń między kolejnymi rzędami foteli, radość widzów sięga granic, ponieważ kolejny schemat został złamany.

  O samej muzyce i choreografii słów kilka. Za te dwa elementy odpowiedzialni są:  Bolesław Rawski i Jarosław Staniek. Oprawienie słów i scenek rodzajowych w tak ambitny i trafny sposób dało niecodzienny efekt. Muzyka i teksty piosenek uzupełniają poruszane tematy. Każdy przekaz odczuwa się mocniej i bardziej wyraźnie. Do tego gra świateł, adekwatne stroje i śmiało mogę wystawić temu spektaklowi ocenę celującą.

(Agnieszka Gawron, www.kulturawkrakowie.pl 13 sierpnia 2013)