Data premiery: 11 kwietnia 1997 roku.
Skład aktorski: Katarzyna Chlebny/Agata Myśliwiec, Grzegorz Kliś, Arkadiusz Lipnicki, Piotr Plewa, Dariusz Starczewski, Karol Wolski, Michał Kula (głos narratora)
Scenariusz i reżyseria: Rafał Kmita
Muzyka: Janusz Wojtarowicz
Ścieżka dźwiękowa: Marcin Nowakowski, Rafał Kmita
Kostiumy: Elżbieta Wójtowicz-Gularowska
Czas trwania: 100 minut
Ważniejsze wydarzenia:
17 czerwca 1997 roku zespół postanawia zastąpić dotychczasową nazwę „Quasi – Kabaret Rafała Kmity” nową nazwą „Grupa Rafała Kmity”. Zmiana ta ma odzwierciedlać przeobrażenie charakteru działań scenicznych.
Dotychczasowa ilość przedstawień: 460
Rafał Kmita
„Quasi – Kabaret Rafała Kmity” przygotował parateatralne, inspirowane rosyjską kulturą przedstawienie. Jego największymi atutami są: świetne teksty i muzyka, „skoczne” zmiany scenografii, kostiumy oraz rozśpiewanie aktorów (…)
Gazeta w Krakowie, 14 IV 1997
(…) W rozśpiewanym, dynamicznie zagranym, dwugodzinnym show „Wszyscyśmy z jednego szynela”, młodzi satyrycy udanie przedstawili ostatnie dwa wieki historii Rosji. Doskonała gra aktorów, świetna reżyseria – jednym słowem hit przeglądu.
Gazeta Krakowska, 17 IV 1997
Za absolutną rewelację tegorocznej PaKI trzeba uznać, premierę najnowszego programu „Quasi – Kabaretu Rafała Kmity „Wszyscyśmy z jednego szynela”. Ten porywający, znakomicie wyreżyserowany i zagrany spektakl to już coś więcej niż kabaret – teatr najwyższego lotu. Zmiany tempa, aluzje, odnośniki do przeszłości i najnowszej historii Rosji i Polski, obyczajowe blackouty – wszystko to wywindowało na bardzo wysoki poziom ten rodzaj twórczości.
Czas Krakowski, 20 IV 1997
Arkadiusz Lipnicki
(…) „Wszyscyśmy wyszli z Szynela Gogola” – powiedział Dostojewski o swoim pokoleniu pisarzy. Do tej wielkiej tradycji literatura rosyjskiej Kmita nawiązał w formie krótkich, niby kabaretowych skeczów, niby tradycyjnych jednoaktówek, oprawił je muzyką, piosenkami i komicznymi efektami dźwiękowymi, a dekoracje kazał aktorom zmieniać na oczach widzów w skoczny rytm bałałajki. Okazuje się, ze gogolowski szynel leży na jego ramionach jak ulał: „śliczności płaszczyk”. Powstało przedstawienie zachwycające, po kabaretowemu szalone i aktualne, pobudzające wszystkich bez wyjątku widzów do salw nieposkromionego śmiechu, a jednocześnie – wprawiające w zdumienie miłośników rosyjskiej klasyki swoim wyrafinowaniem. U Kmity gogolowski hochsztapler Cziczikow aresztuje sam siebie, sam siebie doprowadza na posterunek policji i domaga się wypłacenia sobie obiecanej przez policje nagrody. Stara, łagodna niania śpiewa dzieciom na dobranoc piosenkę pełną przerażających okropieństw. W zaskakująco komicznych kontekstach pojawiają się Nastazja Filipowna z Dostojewskiego, Iwan lljicz z Tołstoja. Choć nie ma w tym przedstawieniu dosłownych cytatów z literatury rosyjskiej, to przecież wszystko jest w nim znajome: postaci, sytuacje, klimaty. Tyle, że przemieszane ze sobą, sprowadzone do samej esencji, ukazujące w śmiałym skrócie galerie charakterystycznych typów ludzkich, najważniejszych motywów i obsesji tej literatury: głębię rosyjskiej duszy, skrajny egoizm, chciwość, sadomasochizm, rozdwojenie jaźni. Prawdziwa panorama wszystkich grzechów głównych. I te pyszne piosenki z muzyką Janusza Wojtarowicza! Począwszy od pierwszej „Bo Petersburg kocha się w sobie”- nadają rytm, punktują przedstawienie. Są wśród nich prawdziwe majstersztyki komizmu, jak ta o miłości Piotra i Soni, miłości, która „owszem byla wielka, ale kołdra dosyć mała, wiec gdzieniegdzie tu i ówdzie miłość spod niej wystawała”. Zaś rozpędzona finałowa „Trojka” żegna widza jak gogolowska wizja Cziczikowa, odjeżdżającego trójką koni w dal na ostatniej stronicy „Martwych Dusz”, na której pada słynne pytanie: „Rosjo dokądże pędzisz?” (…)
W czasie, gdy tyle teatrów w Polsce zaniża loty do poziomu dość przeciętnego kabaretu, Rafał Kmita – który przecież zaczął od kabaretu, wraz z grupą swoich wykonawców – w większości studentów krakowskiej szkoły teatralnej – z charakterystyczną przekorą kieruje się w przeciwną stronę, proponując nam właśnie teatr: popularny i śmieszny, a zarazem mądry, refleksyjny, w znakomitym gatunku.
Gazeta Warmii i Mazur, 14 VI 1997
Aż trudno uwierzyć, że Grupa Rafała Kmity występuje ze spektaklem „Wszyscyśmy z jednego szynela” od roku 1997, a więc już niemal 17 lat. Ów spektakl parateatralny inspirowany rosyjską kulturą XIX wieku jest bez wątpienia ewenementem na polskiej scenie. Jego niesłabnące powodzenie to efekt połączenia inteligentnego humoru i oryginalności tekstów, zarówno skeczy, jak i piosenek, a także doskonałej gry aktorów.Jak mogli przekonać się widzowie obecni w sobotni wieczór w Domu Kultury w Wolbromiu, dobra sztuka jest jak dobre wino – czas nigdy nie działa na jej niekorzyść, wręcz przeciwnie – dodaje jej smaku i wzbogaca o nowe odcienie. Tytułowy szynel, czyli gruby, wełniany męski płaszcz, jaki nosili wojskowi i urzędnicy w carskiej Rosji, to jedyna niezmienna dekoracja na scenie, obecna przez cały czas trwania spektaklu. Jej ogromne rozmiary powodują, iż widz łatwo może sobie wyobrazić, że oto wszystkie postaci wysypują się z szynela, z jego rękawów i kieszeni. Otrzymujemy całą galerię bohaterów, którzy niosą ze sobą wszystkie cechy charakterystyczne dla rosyjskiej duszy tak obrazowo pokazanej w utworach Gogola, Dostojewskiego czy Tołstoja. Nie mamy jednak do czynienia z samą tylko wrażliwością, ale – przede wszystkim – z dowcipnym i wysublimowanym ujęciem najbardziej mrocznych pragnień i popędów. A wszystko to przedstawione w sposób ujmujący, świetnym literackim językiem. Widzowie, którzy „Szynel” oglądali nie po raz pierwszy, z pewnością zwrócili uwagę na wszelkie nowości, jakie pojawiły się w spektaklu – aluzje do współczesnych postaci ze świata kultury czy dialog z publicznością obecną w Domu Kultury.”Wszyscyśmy z jednego szynela” to jednak nie tylko słowa, lecz i doskonała muzyka Janusza Wojnarowicza. Piosenki liryczne, ale także wyzwalające salwy śmiechu, jak choćby jedna z najbardziej znanych „Pieśń o Toksycznej Niani”.
Wielowarstwowość spektaklu najlepiej opisał sam jego autor, Rafał Kmita, wyjaśniając, jakie inspiracje towarzyszyły mu podczas tworzenia przedstawienia: „Szynel ” Gogola to jedno z najpiękniejszych opowiadań, na jakie udało mi się natrafić. Myślę, że czytając je – w tym pochyleniu się nad człowieczą bezradnością, nad krzywdą i biedą – dowiadujemy się również czegoś o sobie. Ile – mianowicie – w nas wrażliwości, ile gotowości do wzruszeń, ile łez. Ufam, że – mimo wszystko – ciągle jest wielu takich, którzy są bardziej z „Szynela” niż z „McDonalda”. Właśnie dla nich zrobiliśmy ten spektakl.